"Helmucik" w reż. Ingmara Villqista w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Recenzja Grażyny Antoniewicz w Dzienniku Bałtyckim.
Muszę się do czegoś przyznać. Kocham aktorów Teatru Wybrzeże i to bez względu na płeć. Za talent i profesjonalizm. O kunszcie moich ulubieńców świadczy fakt, iż obronili się, grając w kiepskiej sztuce Ingmara Villqista "Helmucik". Jak zawsze u tego dramaturga, rzecz rozgrywa się w mitycznej Nibylandii. Nie wiadomo, gdzie i kiedy. Są w niej dalekie echa hitlerowskich czasów i totalitaryzmu. "Helmucik" to rozdzaj "czarnej" dramaturgii. Intryga jest sensacyjna i zawikłana. Przed komisją kwalifikacyjną stają chorzy, kalecy i upośledzeni. Gdy taka jest wola lekarzy, idą do kasacji. Akcja toczy się na strychu, w piwnicy i w windzie, krążącej między piętrami. Są okrutne sceny: morderstwa i samobójstwa w ogniu. Tyle, że publiczność zamiast wstrzymać dech z grozy, wybucha śmiechem... Jeżeli ten mroczny wytwór pokrętnej wyobraźni Viilqista da się oglądać, to tylko dzięki muzyce Ola Walickiego i grze aktorów. Pozostaje w pamięci diaboliczny Rysza