"Sprawa Makropulos" w reż. Christopha Marthalera w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Dorota Szwarcman w Polityce.
Gdybym oceniała samą koncepcję spektaklu, byłby jeden punkt więcej - wielki Christoph Marthaler, którego autorstwa inscenizacja pojawia się u nas po raz pierwszy, stworzył ze "Sprawy Makropulos" niezwykły dramat sądowy z wyraziście zarysowanymi rolami i z zaskakującymi wieloplanowymi, powtarzalnymi działaniami, przywodzącymi polskiemu widzowi na myśl teatr Tadeusza Kantora. Niestety, są powody, żeby ten punkt odjąć. Po pierwsze, rola główna, choć jest w istocie karkołomna i wymaga ogromnej kondycji, nie powinna jednak być śpiewana głosem tak ostrym i nieprzyjemnym jak EvyJohansson (choć w tekście mowa o zmęczeniu bohaterki życiem, jednak przedstawiana jest jako wspaniała, czarująca wszystkich śpiewaczka). Po drugie, słyszalne jest zagubienie orkiestry w muzyce XX w., której na co dzień nie wykonuje (a w prezentacji Janaćka i w ogóle muzyki naszych południowych sąsiadów zaległości mamy wręcz wstydliwe). Za to świetne są właściwie niemal