Czy ciekawszy materiał na dramat dotykający polskiej polityki nie leży gdzieś indziej? Mógłby mieć tytuł "Sz". I nie byłoby to Sz. od Szekspira, choć zaiste szekspirowski tu widzę potencjał. Szydło Beata byłaby w tym spektaklu postacią symboliczną i tragiczną jednocześnie. Przeciągana raz za razem pod kilem przez szefa i kolegów, upokorzenie znosi bez mrugnięcia okiem - pisze Przemysław Franczak w Polsce Gazecie Krakowskiej.
Niedawno w Poznaniu premierę miała teatralna sztuka o Jarosławie Kaczyńskim - pod tytułem "K." [na zdjęciu] - będąca, jak wnoszę z opisów, próbą wiwisekcji życia politycznego w Polsce. Czy udaną - nie wiem, nie to jest istotne. Skandalu w każdym razie na miarę "Klątwy" nie wywołała, różańcowa krucjata różańca pod teatrem nie odmawia, a narodowcy nie wzywają imienia Boga, honoru i ojczyzny na daremno, ale też twórcy - reżyserka Monika Strzępka i dramaturg Paweł Demirski - z reguły jak ognia unikają oczywistego bicia cepem po głowie. Nie o recenzję tej sztuki jednak chodzi, a o wybór bohatera. Znaczenie Kaczyńskiego w Polsce dyskusji nie podlega, co cesarskie na co dzień oddają mu jego akolici, opozycja i "Ucho prezesa". Czy zatem ciekawszy materiał na dramat dotykający polskiej polityki nie leży gdzieś indziej? Mógłby mieć tytuł "Sz". I nie byłoby to Sz. od Szekspira, choć zaiste szekspirowski tu widzę potencjał. Szydło Beata była