"Otello" w reż. Michała Znanieckiego w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Pisze
Adam Czopek w Naszym Dzienniku.
W I akcie Otella u Zeffirellego i Bardiniego można było obserwować szalejący żywioł: błyskawice, potężne porywy wichru, potargane włosy, rozwiane kostiumy i przerażone twarze. Walter Felsenstein przez kilka tygodni ćwiczył z chórem w tunelu aerodynamicznym, by ten opanował właściwy kąt nachylenia tułowia dający widzowi złudzenie zmagania się z potęgą wiatru. A u Znanieckiego - NIC! Chór stoi nieruchomo, śpiewając o potężnej wichurze, uderzających o brzeg falach, a na scenie nic się nie dzieje. Nie ma ani szalejących dokoła żywiołów, ani zagrożenia, przerażenia czy nawet niepokoju ludzi obserwujących walkę okrętu Otella z wichrem i potężnymi falami. Między żywiołem w muzyce (co Verdi po mistrzowsku zaznaczył, a orkiestra pod batutą Grzegorza Nowaka dobrze zagrała) a tym, co dzieje się na scenie, nastąpił potężny rozdźwięk. Położyło się to cieniem na konstrukcji całego I aktu. Scena radości z ocalenia Otella jest także zupe�