GDYBY w tej sztuce pierwszy akt był taki jak trzeci, wyszedłbym chyba po pierwszym akcie. Ale pierwszy akt jest frapujący. Trzyma w napięciu przez cały czas i budzi ciekawość co będzie dalej. Po trzecim akcie wychodzimy z teatru z pomieszanymi uczuciami podziwu i pewnego zażenowania, mimo świetnej, bezbłędnej gry Malickiej i Wichniarza. O cóż chodzi? Chodzi mi o to, że w niedostrzegalne prawie szczeliny doskonale skonstruowanego pierwszego aktu sztuki Eduardo de Filippo wciska się melodramat; w akcie drugim daje o sobie znać coraz natrętniej, jednak ciągle jeszcze nie potrafi zniszczyć zdrowej tkanki dramatu. Właściwie powinien on znaleźć swój logiczny koniec już w akcie drugim. Akt trzeci jest w całości udramatyzowanym morałem, doczepionym po to, by stało się zadość szlachetnej intencji autora, który pragnie wskazać widzowi perspektywy optymistyczne, nawet kosztem prawdopodobieństwa psychologicznego i wewnętrznej logik
Tytuł oryginalny
Dramat i melodramat Filomeny
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Robotnicza dodatek Sprawy i Ludzie nr 28