"Buffalo Bill" to brzmi atrakcyjnie. Prawie, tak jak "Jeździec znikąd" i "Siedmiu wspaniałych". "Indianie" - to brzmi nieco gorzej i ciąg skojarzeń nie jest tak westernowy. Sztukę "Indianie" współczesnego amerykańskiego pisarza, Arthura Kopita wystawił warszawski Teatr Powszechny pod tytułem "Buffalo Bill". Chodziło tu chyba o wywołanie westernowego ciągu asocjacji. Zdaje się świadczyć o tym choćby pierwsze wejście autora i głównego bohatera mającego rozpocząć się widowiska - Buffalo Billa (Stanisław {#os#1645}Zaczyk{/#}), który wygląda jak syntetyczny bohater wszystkich filmów kowbojskich. Ustaliwszy stylistykę kowbojsko-westernową, teatr odsuwa na nieco dalszy plan problem swego bohatera tytułowego. Bierze się natomiast za sprawę, którą jako temat utworu zdaje się sugerować tytuł angielski, mianowicie za Indian i dzieje ich wyniszczenia wskutek głupoty i naiwności jednych (Buffalo Bill) oraz perfidną, grabieżczą, okrutną
Tytuł oryginalny
Dramat figur wojskowych
Źródło:
Materiał nadesłany
Kultura Nr 24