EN

23.03.2009 Wersja do druku

Dracula, czyli faceci w rajtuzach

"Dracula" w reż. Artura Tyszkiewicza w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Łukasz Maciejewski w Teatrze.

Ucieszył mnie plakat. Pomyślałem, że "Dracula" w Teatrze Słowackiego to naprawdę świetny pomysł. Oczyma wyobraźni widziałem już czerwony atłas i groźne zawodzenia zza pluszowych foteli, śliczne panienki z dekoltami i szczupłego pana z przerostem zębów (kłów). Oraz dużo śmiechu - a może przy tym odrobinę strachu. To jednak była fatamorgana. Marzenia widza, a przy okazji konsumenta wampirycznej kultury popularnej, tym razem radykalnie rozminęły się z tzw. efektem scenicznym. W spektaklu Artura Tyszkiewicza nie ma krwi, nie ma strachów, śmiechów, nawet nie śmierdzi czosnkiem. Czym zatem kusi krakowski "Dracula"? Niestety, wyłącznie perspektywą drzemki. Mit wampira można traktować bardzo serio (polecam wybitne prace Marii Janion), można też z niego niemiłosiernie zakpić. Wszystkie chwyty dozwolone, bo też wampir w swojej istocie jest wykluczającym się wzajemnie melanżem stylów, interpretacji i kontrowersji. Rodowody wampiryczne to temat rzeka.

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Dracula, czyli faceci w rajtuzach

Źródło:

Materiał nadesłany

Teatr nr 3/03.2009

Autor:

Łukasz Maciejewski

Data:

23.03.2009

Realizacje repertuarowe