- Fredrę trzeba precyzyjnie czytać, bo on ma znakomicie zapisane sceny zbiorowe. Świetny sceniczny mechanizm. To się zgrywa z moim myśleniem o zbiorowości, o zespole. U mnie zawsze wszyscy są na scenie. Nie wierzę w kurtynę i kulisy. Ta konwencja się zużyła. Teatr to jest spotkanie jakiejś grupy ludzi. A Fredro takie spotkania zapisuje w niezwykły sposób, otwierając możliwość dla fajerwerków zabawy i gry - mówi Ewelina Marciniak w rozmowie z Agatą Adamiecką-Sitek i Dariuszem Kosińskim.
Dariusz Kosiński: Rozmawiamy po trzecim z kolei czytaniu tekstu Aleksandra Fredry zorganizowanym w Instytucie Teatralnym w cyklu "Nikt mnie nie zna". Na ile to spotkanie z Fredrą było wymuszone, a na ile wynikało z chęci? Na ile było to spotkanie z trupem dziadka, z którym trzeba coś zrobić, żeby się w ogóle ruszał? Ewelina Marciniak: Pierwszy raz po tekst Fredry sięgnęłam sama. Była to jednoaktówka "Jestem zabójcą", utwór zapomniany, powstały w ostatnich latach jego twórczości. Bohaterami są nieszczęśliwie zakochani młodzi i nieustępliwy Kokoszkiewicz - i jest oczywiście morderstwo. Potrzebowałam kryminału, potrzebowałam takiej intrygi. I potem pojawiła się ta propozycja czytania w Instytucie "Dożywocia". Myślę, że z uwagi na moją realizację "Skąpca" [Teatr Polski w Bydgoszczy, 2013], bo te teksty są zawsze porównywane DK: To był pomysł Małgorzaty Sugiery, jak pamiętam EM: Tak. To właśnie ona zaprosiła mnie do "Dożywocia", właśn