- O tym, że jestem tutaj teraz, zadecydował przypadek. Byłam w Krakowie na Festiwalu Wyspiański i zobaczyłam "Wesele" Anny Augustynowicz. Ten spektakl bardzo mi zaimponował. Zobaczyłam coś innego, coś oryginalnego. Zobaczyłam tak piękną pracę zespołową, tak wyjątkową pracę aktorską, że postanowiłam poznać autorkę tego przedstawienia. Dlatego tu się pojawiłam - mówi Joanna Lewicka debiutująca w Polsce "Andromachą" Racine'a realizowaną na scenie szczecińskiego Teatru Współczesnego.
- "Andromacha" Racine'a rozgrywa się po wojnie trojańskiej. Dlaczego wybrała pani tekst, który dotyczy mitologii greckiej? - Nie chodziło mi o mitologię, tym bardziej że Racine pisał w epoce baroku. Autor używa znanej opowieści, która zawiera w sobie ludzkie dramaty. Mówi o powtarzalności wojny, utrzymując przy tym dystans do czasów, w których się ona rozgrywa. Opowiada bardziej o wojnie ludzkiej, która rozpoczyna się wewnątrz człowieka, w jego myślach, w niekontrolowanych emocjach, uczuciach. Wskazuje, że konflikt z samym sobą stanowi początek wojny. Narastając, w zetknięciu z innymi ludźmi, prowadzi do wybuchu. - Na czym polega ów konflikt z samym sobą? - Bohaterowie Racine'a nie mogą otrzymać tego, czego pragną, z braku, z niespełnienia zaczynają prowadzić grę. Niecierpliwi, łatwo popełniają błędy. Spektakl jest rodzajem dotyku z emocjami takich osób - dynamicznych, egoistycznych, działających impulsywnie. - Jakie uczucie towa