- Ludzie, którzy są znani, którzy mają jakąś markę, stają często przed pokusą, jaką jest reklama. Albo z tego korzystają, albo nie. Ja nie widzę - i to powtórzę po raz kolejny - nic zdrożnego w udziale w reklamach. Każdy może, a nawet powinien, wedle własnej woli, upodobania, zasad, dysponować sobą - mówi Zbigniew Zamachowski, aktor Teatru Narodowego w Warszawie.
Aktor spełniony, charakterystyczny i charyzmatyczny. Na koncie ma ponad sto filmów i granie takich osobliwych postaci, jak chociażby Pan Wołodyjowski. Nieobca mu jest też muzyka, która przewija się przez całe jego życie. A w tym jest zajęty jak mało kto. Rozmawia Ewa Ploplis-Olczak: Obecnie w Teatrze Narodowym gra Pan rolę Aleksandra Medici-Medycejskiego w sztuce Musseta "Lorenzaccio" w reżyserii Lassalle'a. Premiera odbyła się stosunkowo niedawno, bo 12 marca bieżącego roku. - Tak. To duża, największa w tym sezonie produkcja Teatru Narodowego. Już trzeci raz Jacques Lasalle współpracuje z nami. Tym razem wziął na warsztat tekst Alfreda de Musseta "Lorenzaccio". Rzadko wystawiana sztuka. Wymagająca wielkiej obsady i wielkich nakładów. Bardzo się cieszę, że mam możliwość grania księcia Aleksandra. Gra Pan potomka papieża, człowieka, który nie był łagodny, mówiąc delikatnie. Czy gra takiej postaci daje satysfakcję? Co nowego wnosi do Pana kunszt