- Nie można obrażać się na czas. Dla mojego pokolenia gniazdem był jeszcze teatr, z którego doskakiwało się do filmu czy telewizji. Dziś w młodym pokoleniu są aktorzy, którzy nigdy nie grali na scenie. Teatr kompletnie się zmienił - z Dorotą Kolak, aktorką Teatru Wybrzeże, wykładowczynią na Akademii Muzycznej w Gdańsku rozmawia Krzysztof Lubczyński w Dzienniku Trybuna.
"Zmaga się głównie z wielki repertuarem tragicznym. To tragizm bardzo współczesny w rozumieniu, odnajdywany tam, gdzie dotykamy palcem samej egzystencji ludzkie)" - napisano o Pani w jednej z recenzji. Jak osoba tak harmonijnie żyjąca uruchamia w sobie w roli pierwiastek tragiczny, mroczny? - Myślę, że pełny człowiek musi być zbudowany z różnych składników, jasnych i ciemnych, a pośrodku jest jeszcze szarość. Są więc we mnie zapewne wszystkie te elementy. Widocznie jest to potrzebne dla mojej równowagi. A kiedy zaczęłam coraz częściej grać role dramatyczne, to zmuszały mnie one do refleksji nad życiem, do penetrowania natury egzystencji. Poza tym, prywatnie, jestem osobą, która każdego dnia musi walczyć o samoakceptację a pogoda ducha, nie przychodzi mi łatwo. Smutek mocno we mnie tkwi. Muszę bardzo pracować, żeby cieszyć się każdym dniem. Jest we mnie silne odczucie przemijania, zwłaszcza od pewnego czasu. W Pani dorobku teatralnym jest si