"Don Juan" Moliera. Niezwykłe i splątane są dzieje tej wysokiej komedii, trącającej tragedią. Toczący boje z cenzurą XVII-wieczny autor, ochraniany protekcją króla Ludwika XIV, wygrał batalię tylko o "Świętoszka". Sztuki o Don Juanie de Tenorio, dumnym grandzie z Sewilii, nie ośmielił się opublikować za życia. Zaginiony rękopis przez 200 lat spoczywał w zapomnieniu, aż odnaleziono go w wieku XIX. Prawdziwy sens tej dziwnej opowieści o nienasyceniu erotycznym odkrył dopiero po II wojnie Louis Jouvet w 1948 r.
Okazało się, że pod przykrywką miłosnych perypetii niestrudzonego uwodziciela prowadzi się tu wielką dysputę filozoficzną o moralne i metafizyczne korzenie ludzkiego bytu. Tak przynajmniej zinterpretował "Don Juana" Bohdan Korzeniowski, którego inscenizacja dwa lata późniejsza od Jouvetowskiej, przeszła do historii polskiego teatru. Szybko jednak została zdjęta z afisza; w Polsce stalinowskiej nie było miejsca na spektakl stawiający pytania o granice ludzkiej pychy wobec Pana Stworzenia. Tytułowy bohater buntuje się w końcu nie tyle przeciw obyczajom ludzkiego społeczeństwa, ile przeciw Niebu. Sganarel, jego wierny sługa, zrozpaczony niedowiarstwem swego pana, toczy z nim spór światopoglądowy najpoważniejszego kalibru. Nie eliminuje to bynajmniej akcentów komicznych; wielkość francuskiego geniusza zasadza się m.in. na tym, że sprawy najpoważniejsze potrafił podać w błyskotliwej formie. Zrozumiał to np. Adam Hanuszkiewicz; dał tego dowody w swojej