Izraelski reżyser Gadi Roll stworzył piękną i okrutną baśń o zaniku kultury, wiary i męskości. Tylko za bardzo dramat Horvátha przytłoczył ogromem inscenizacji. Nie ma chyba w literaturze bardziej zawziętego indywidualisty niż Don Juan. I nie ma postaci bardziej uniwersalnej, rozmytej, pozbawionej cech własnych niż everyman - figura, która z moralitetów przewędrowała do pism Kafki, Manna, filmów Chaplina. Kosmopolityczny pisarz węgierskiego pochodzenia Ódón von Horvath połączył te sprzeczności. Stworzył postać Don Juana, który jest nie tylko abstrakcyjnym "everymanem" - "każdym", ale też "lastmanem" - "ostatnim". Horváth, nazywany "kronikarzem drobnomieszczańskiej świadomości", przeniósł swojego bohatera w czasy po Wielkiej Wojnie. Mężczyźni zostali zdziesiątkowani, kobiety usamodzielniły się i przejęły ich zawody. Don Juan (Marcin Czarnik) przestał być zdobywcą, a zmienił się w zwierzynę łowną dla setek wygłodniałych kochanek.
Tytuł oryginalny
Don Juan - ostatni człowiek po apokalipsie
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Wyborcza nr 77