"Społem" to jest malowanka,
"społem" to duma panka,
"społem" to jest chłopskie
"w pysk",
"społem" to papuzia kochanka...
Ilekroć słyszę te słowa w dzisiejszym teatrze - a parę Wesel ostatnimi czasy się zdarzyło - tylekroć mam nieodparte wrażenie, że grający Dziennikarza aktor nie bardzo wie, co właściwie ma z tym tekstem zrobić. Sytuacja sceniczna każe mu bronić swojej postaci - ewidentnie słabszej w retorycznym pojedynku ze Stańczykiem; obrona możliwa jest tylko poprzez uwiarygodnienie rzeczywistych cierpień krakowskiego żurnalisty przykrytych kabotyńskim wielosłowiem. I rzetelny, współczesny aktor potrafi uwierzytelnić na scenie większość Dziennikarskich jęków, wszystkie te "okrzyki mew" i wołania nieszczęścia - ale tych kilku bluźnięć o społecznych "torturach najsroższych" już jednak nie. To miejsce w tekście przebiega natomiast pośpiesznie - z niechęcią, może ze wstydem, może z poczuciem mówienia rzeczy głęboko niestosownych. Jakakolwiek antyspołeczna frazeologia, jakiekolwiek bezpośrednie obnażanie złudności rozmaitych naszych