,,Don Giovanni” W.A. Mozarta (wersja kameralna) w reż. Rana Arthura Brauna w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Pisze Wojciech Giczkowski na blogu Teatralna Warszawa.
Teatr Wielki w Poznaniu poprosił Rana Arthura Brauna o wystawienie nowej wersji nieśmiertelnego dzieła Wolfganga Amadeusza Mozarta ,,Don Giovanni”. R.A. Braun jest absolwentem reżyserii w La Monaie Opera Studio w Brukseli. W poznańskie realizacji jego autorstwa są także scenografia i światła. Zgodnie z intencjami samego Mozarta uznał dzieło za operę buffa.
Lorenzo Da Ponte, twórca libretta, umieścił akcję dzieła w swoich czasach. Realizator obecnej wersji przyjął, że typ uwodziciela, jakim był Don Giovanni, jest nieśmiertelny i bez problemu spotkamy go w naszej rzeczywistości. Dla wielu wielbicieli opery „Don Giovanni” jej bohater jest akceptowanym, tajemniczym awanturnikiem, uwodzicielem i pożeraczem serc kobiet, które porzuca po zdobyciu ich uczuć. Jak ulał pasuje do niego miano ,,uniwersalnego poszukiwacza miłości”. Dla odbiorców tego przedstawienia wersja głównego bohatera – podróżującego w czasie i nawiązującego liczne relacje z kobietami –może się okazać nowym spojrzeniem, z którym nie każdy musi się zgodzić.
Braun postanowił zerwać z ikonicznymi wersjami opery i pokazać ją zgodnie z treścią libretta. Odczytał je współcześnie. Za sześcioma wielkimi maskami z weneckiego karnawału ludzie ukrywają swoje pokusy i potrzeby. Do tej scenografii reżyser wprowadził bez liku rekwizytów, które miały posłużyć do rozśmieszania publiczności. Na premierze śmiechu było mało, ale niewykluczone, że gdy sztuka zagości na dłużej, to młoda publiczność, która zapewne jest adresatem tej inscenizacji, będzie reagowała spontaniczniej. Takich zmian w utworze jest więcej. Ponieważ śpiewana jest po włosku, reżyser wprowadził moderatora – rapera Kornela „Koro” Regela, który bardzo jasno i klarownie podaje komentarz do tego, co się dzieje na scenie. O dziwo nikogo to nie gorszy! Bardzo dobrze wypada wprowadzony na scenę gitarzysta Andrzej Łysów, który jako pierwszy wywołuje salwę śmiechu widzów, gdy nie chce opuścić sceny i pragnie dalej akompaniować solistom.
Wierności Mozartowi dochowała odpowiedzialna za kierownictwo muzyczne Olena Skrok, towarzysząca solistom na fortepianie. Wszyscy śpiewacy wykonali swoje partie doskonale, mimo zakusów reżysera, aby utrudnić im pracę. Najsłynniejszy mozartowski duet operowy „Là ci darem la mano” znakomicie zaśpiewali Jaromir Trafankowski (Don Giovanni) i Natalia Puczniewska-Braun (Zerlina), mimo że równocześnie musieli wykonywać ruchy, nazwijmy ekwilibrystyczne. Ansambl „Sola sola, in buio loco” porwał już publiczność, która wreszcie zrozumiała, że intencją reżysera było przybliżyć zawiłą intrygę i dać jej porcję świetnej zabawy. Jego ingerencja w mozartowski oryginał nie miała wpływu na doskonały śpiew Marii Domżał, która błyszczała jako donna Anna i Magdaleny Wilczyńskiej-Goś, zdobywającej ogromny aplauz za partię donny Elviry. Laporello został zabawnie zaprezentowany przez Andrzeja Ogórkiewicza. Zaś pojedynek na głosy Jaromira Trafankowskiego i Rafała Korpika (Komandor) pozostał nierozstrzygnięty, gdyż panowie nie dość, że pięknie śpiewali, to jeszcze równocześnie rozśmieszali widzów toczoną między sobą walką.
Opera seria, poważna, miała oświecić i uszlachetnić publiczność. W Poznaniu opera buffa wskazuje, że pewne zachowania ludzi pozostają ponadczasowe i można nań spojrzeć z przymrużeniem oka.
Czy po tym przedstawieniu zaklasyfikowałbym „Don Giovanniego” jako operę buffa czy operę seria? Nie wiem, ale jestem przekonany, że znajdzie ona wielu admiratorów.