"Don Carlo" w reż. Willy'ego Deckera w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Marek Kubiak w serwisie Teatr dla Was.
Reżyser teatralny to trudna funkcja - kiedy pracuje z wybitnym zespołem często bardziej szkodzi i przeszkadza, czasem ogranicza i temperuje pomysły o wiele ciekawsze niż jego własne. Z kolei kiedy jego wpływu zabraknie, całość ma szansę rozejść się w szwach, a odtwórcy ról na scenie błądzą jak dzieci we mgle. W sukurs może przyjść zręczny dramaturg, lecz gdy i jego braknie, to przepis na nijakie, nudne i kompletnie nieporywające przedstawienie gotowy. Tak właśnie jest w przypadku nowej premiery w Teatrze Wielkim, "Don Carla" Verdiego. Miało być monumentalnie-powalająco, jest monumentalnie-przysadziście; miało być uczucie płomienne, jest bezpłciowo i chłodno; miała być urzekająca, piękna i wielbiona Elżbieta, jest "nieudana galareta z ryb"; miał być targany wyborem między miłością i władzą Don Carlo, jest zaledwie elvisowaty pseudobohater zarzucający wybrylantowaną grzywką; miała być magia i tajemnica tego, co odrealnione i mistycz