Kicz kiczem pogania we wrocławskim "Don Juanie".
A wy, co Rzecząpospolitą władacie, pamiętacie jeszcze Gadiego Rolla? Dokładnie 10 lat temu przyjechał z Izraela do Krakowa i wystawił "Ocalonych" Bonda. Dostaliśmy w pysk teatrem zapowiadającym inwazję nowej estetyki, która wtedy nie śniła się jeszcze Warlikowskiemu ni Jarzynie. Dyrektor Mieszkowski chyba zawierzył tym wspomnieniom. Choć może najpierw powinien sprawdzić, w jakiej formie jest dziś rezydujący w Anglii izraelski artysta. Roll miał robić "Hamleta", w ostatniej chwili zmienił tytuł. Ślad tego niezdecydowania widać w monumentalnej dekoracj wrocławskiego spektaklu. Pustą scenę pokryto sztucznym śniegiem. Aktorzy grają odgrodzeni od siebie szpalerami kandelabrów, stołami biesiadnymi, hałdami śniegu. Krzyczą coś w pustkę, nie wierząc, że cokolwiek dotrze do partnera. Niby opowiadają kolejny wariant mitu Don Juana. W sztuce von Horvátha Juanem jest żołnierz wracający z frontu wschodniego I wojny światowej. Marcin Czernik gra despera