- Od reprezentanta establishmentu, jakim jest Michał Żebrowski, domagam się solidarności z ludźmi, którzy mimo ciężkiej pracy często nie są w stanie zapewnić sobie i rodzinom podstawowej egzystencji - pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.
Nie zdawałem sobie sprawy, że felietonem o telewizyjnym pojedynku pomiędzy Michałem Żebrowskim a Pawłem Demirskim uruchomię prawdziwą lawinę komentarzy. Polskie przemiany po 1989 roku, które były przedmiotem rozmowy obu twórców, wciąż budzą gorące spory. Większość z osób zabierających głos w dyskusji wzięła stronę aktora i poparła jego pochwałę transformacji, dając jednocześnie odpór mojej i Demirskiego krytyce neoliberalnych reform lat 90. Mnie zarzucono nieznajomość praw ekonomii, oderwanie od rzeczywistości i nostalgię za minionym systemem. Demirskiego porównano do Feliksa Dzierżyńskiego i oskarżono, że chce odbierać bogatym i dawać biednym. Generalnie obrońcy Michała Żebrowskiego powtarzali mantrę lat 90.: dla powszechnej prywatyzacji i demontażu państwa opiekuńczego nie było alternatywy, negatywne konsekwencje reform takie jak bezrobocie, wykluczenie społeczne i nierówności były nieuniknione, a ogólny rachunek zmian jest p