Legnicki Teatr Dramatyczny zainaugurował nowy sezon premierą "Złamanych serc" Bernarda Shawa. Nie jestem jednak zachwycony tym widowiskiem. Okazuje się, że "wielki kpiarz" z coraz większym trudem wytrzymuję próbę czasu. Może straciliśmy wrażliwość na paradoksy znakomitego Irlandczyka? Może potrzebny nam inny rodzaj humoru niż intelektualne "błyskotki" autora "Kandydy"? W każdym razie coś w tym jest, skoro sztuki Shawa wymiotło z polskich scen, co zresztą nie wyklucza, że w przyszłości - kiedy zechcemy odpocząć po "długim biegu" - znowu sięgniemy do "Cezara i Kleopatry" "Złamane serca" nie należą - przynajmniej w Polsce - do najpopularniejszych sztuk Shawa. I słusznie, bo autor zastosował w utworze tym konwencję, którą znamy z wielu znacznie lepszych realizacji. Oto w jednym miejski zgrupował - jak to czynili Czechow, Ibsen, Beckett czy choćby Zofia Nałkowska w "Domu kobiet" - bankrutów życiowych, którym każe nawzajem przekonywać się, iż są
Źródło:
Materiał nadesłany
Wiadomości, nr 48