Najpierw śpiewa Jerzy Połomski, oczywiście z taśmy, fragment ckliwego przeboju "Gdzie jest mój dom prawdziwy...". Motto to dość tanie, ale niech tam, nie bądźmy drobiazgowi. W chwilę potem słychać zgrzyt kotary-kurtyny, umieszczonej w głębi sceny, która odsłania fragment dalekiego pleneru: mały domek w smutnym krajobrazie. Na pierwszym planie światło wydobywa część większego domu z oknami zabitymi deskami i stertą cegieł walających się obok. Dwa białe ogródkowe krzesełka i stolik uzupełniała, interesująco zakomponowaną scenerię, w której będą się toczyć dwa najbliższe akty. Toczyć to za wiele powiedziane. W "Domu" Storeya, podobnie zresztą jak w większości sztuk współczesnych, nie ma akcji. Zastępuje ją wymyślona przez dramaturga sytuacja mniej lub bardziej określona, w której zostają umieszczeni bohaterowie. W tym konkretnym przypadku podobnie jak w wielu innych utworach jest to miejsca odosobnione - szpital lub zakła
Tytuł oryginalny
Dom Storeya czyli co kto chciał powiedzieć
Źródło:
Materiał nadesłany
Wieczór Wrocławia nr 233