PISAŁ o tym już Wiktor Janowski, a ja chcę jeszcze coś dorzucić. Owszem, można powiedzieć, że błąd zaczął się od scenariusza i że ten błąd jak rak przerzucał się na pozostałe elementy programu (reżyseria, aktor, nawet scenograf - o mój Boże, choćby ten most bez proporcji!) i bezlitośnie toczył to widowisko, aż zamordował telewizyjne "Śniadanie u Tiffany'ego". Owszem, można powiedzieć, że nie znaleziono ekwiwalentu dla poetyckiej tkanki opowiadania, adaptacji dokonano zbyt twardym narzędziem i w efekcie sprzedano nam banalny weryzm, taką amerykańską story rodzajową o jednej zwariowanej dziewczynie and her boys. Szkoda tylko, że np. pana Opani nie pomalowano pastą "Kiwi" i nie kazano mu grać Murzyna, co dałoby przecież duże spiętrzenie autentyzmu: warsiawski aktor, grający, zaś pierona, w katowickiej telewizji nowojorskiego Murzyna, o key. Owszem, można powiedzieć, że błąd zaczął się od scenariusza, ale... czy na pewno? Bo niby jak po
Tytuł oryginalny
Dokąd pojechała panna Golightly?
Źródło:
Materiał nadesłany
Radio i Telewizja nr 9