- Pracując w teatrze dla dorosłych, zanim podjęłabym decyzję, wahałabym się milion razy. Zastanawiałam się, czy zachowanie danej postaci jest psychologicznie uzasadnione, czy nie, a tutaj... w którąkolwiek stronę pofrunie fantazja - pozwalam sobie niemal na wszystko - mówi reżyserka EWELINA PIETROWIAK, przed premierą "Słowika" w Teatrze Guliwer w Warszawie.
Po "Pokojówkach" Geneta i "Sonacie jesiennej" Bergmana w Ateneum EWELINA PIETROWIAK [na zdjęciu] reżyseruje w Teatrze Guliwer w Warszawie baśniowego "Słowika". Czy to znak, ze młoda reżyser radykalnie zmienia swoje zainteresowania? Słyniesz z tego, że jesteś wyjątkowo wierna tekstowi, który bierzesz na warsztat. Jaką literaturą jest Andersen i jego bajka o słowiku? Ewelina Pietrowiak: Rzeczywiście, ważnym punktem odniesienia jest dla mnie literatura. Tym razem jednak nie będzie nią bajka Andersena. Podjęłam się pracy nad jej adaptacją Frantiśka Pavlićka - czeskiego pisarza, scenarzysty. A on rozszerzył pole interpretacyjne tej baśni. Napisał ją w specyficznych warunkach, kiedy jeszcze istniała Czechosłowacja i trwał komunizm. U Andersena mówi się o dwóch słowikach - sztucznym i żywym... - Tak. Wszystko dzieje się dawno, dawno temu w Chinach na dworze cesarza. Sztuczny słowik jest okuty brylantami, złotem, pięknie śpiewa, ale zawsze tę