"Nora" w reż. Anny Augustynowicz w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Kamila Mścichowska w Teatrze.
Gdyby istniał teatralny certyfikat Dogmy, Anna Augustynowicz z pewnością stałaby się jego posiadaczką. Większość z dziesięciu reguł, które zawiera manifest "Dogma 95" czterech duńskich reżyserów, można w mniejszym lub większym stopniu odnieść do jej ostatnich spektakli. Opisy "Baala", "Wesela" czy "Zatopionej katedry" mieszczą w sobie podobne elementy: minima-listyczna scenografia, prosty temat muzyczny, dominacja czerni i bieli, aktorzy mówiący "obok" zamiast "do" siebie. Podobnie jest z "Norą". W czarno-szarej przestrzeni sceny stoją symetrycznie ustawione krzesła. Za nimi dwie niemal prostopadłe ściany. To cała przestrzeń gry. Analogiczna surowość panuje w sferze dźwięków. Dwa lub trzy razy wybrzmiewa głuchy, rozchodzący się ton. Co jakiś czas słyszymy także fragmenty tekstu z offu - ta sama kwestia jest wypowiadana trzykrotnie, głosy małżonków nakładają się na siebie. Nora (Katarzyna Bujakiewicz) interpretuje tekst, Helmer (Grzegorz F