Przeczytałem "Baltazara", autobiografię Sławomira Mrożka, i już któryś dzień z rzędu myślę o szczególnym doświadczeniu literackim i egzystencjalnym, jakim musiało być pisanie tej książki - pisze Zbigniew Mentzel w Rzeczpospolitej.
Mrożek wspomina, że gdy jako chłopiec pięcioletni przypadkowo odkrył w domu stos czystego papieru, bez namysłu zabazgrał po kolei każdą kartkę. Pisać wtedy jeszcze nie potrafił, ale możliwość zostawiania na papierze własnych, chociażby niezrozumiałych dla nikogo, znaków wydawała mu się ważna. Minęło lat bez mała siedemdziesiąt i oto Sławomir Mrożek, pisarz o światowej renomie, znowu znalazł się zrządzeniem losu w podobnej sytuacji. Znowu miał przed sobą stos białego papieru, który mógł z początku zapełniać tylko w sposób nieczytelny. Po przeżyciu udaru mózgu stracił zdolność posługiwania się językiem. Gdy spróbował ją wysiłkiem woli odzyskać, nauczywszy się raz jeszcze sztuki pisania w sensie podstawowym - jako samej umiejętności, zaczął uczyć się jej w sensie wyższym - jako literatury. Pierwszy krok i pierwsza lekcja to autobiografia; prosta, jak najprostsza relacja o sobie i swoich korzeniach. Rodzinny dom ojca i rodzinny