Spektakl "Miłość w Koenigshutte", którego premiera odbyła się w kwietniu, wywołał wiele kontrowersji. Kolejny raz okazało się, że dotykanie trudnej, niejednoznacznej historii, o którą na Śląsku przecież nie tak trudno, jest rozdrapywaniem wciąż niezagojonych ran. O spektaklu, jego odbiorze i pracy nad rolą z Kubą Abrahamowiczem i Tomaszem Lorkiem rozmawia Artur Pałyga.
Dobrze jest grać w spektaklach o czymś Spektakl "Miłość w Koenigshutte", którego premiera odbyła się w kwietniu, wywołał wiele kontrowersji. Kolejny raz okazało się, że dotykanie trudnej, niejednoznacznej historii, o którą na Śląsku przecież nie tak trudno, jest rozdrapywaniem wciąż niezagojonych ran. O spektaklu, jego odbiorze i pracy nad rolą z Kubą Abrahamowiczem i Tomaszem Lorkiem rozmawia Artur Pałyga. Artur Pałyga: Na czym polegała tutaj ta inność? Tomasz Lorek: Realizowaliśmy scenariusz filmowy, nie teatralny. Teatr posługuje się innym językiem niż film, dlatego też przetransponowanie tego tekstu na scenę nastręczało najwięcej problemów. Reżyser zaproponował formę nawiązującą do języka, jakim posługuje się teatr brechtowski. Myślę, że w tym przypadku było to najlepsze z możliwych wyjść. Narzucenie nam określonej formy i określonego, wręcz geometrycznego, ładu w konstrukcji scen, nastręczało na początku pewnyc