Inwazja na polski teatr konwencji stand up, muzyki i telewizji zmienia formułę monodramu - pisze Łukasz Drewniak w Dzienniku Gazecie Prawnej - dodatku Kultura.
Monodram zawsze był dla mnie najwyższą szkołą jazdy scenicznej - jeśli wiązał się z umiejętnością skupienia uwagi widza na sobie przez ponad godzinę. Jednak wydawało mi się, że powstaje niejako w zastępstwie pełnego spektaklu, że jest domeną aktorów indywidualistów - takich jak Janda, Szczepkowska, Gajos czy Trela, dla których w macierzystych teatrach nie ma ofert godnych ich talentu. Dziś teatr jednego aktora staje się czymś więcej. Choćby szansą dla amatorów, walczących o rozpoznawalność. Na Biesiadzie Teatralnej w Horyńcu-Zdroju, jednym z najstarszych polskich festiwali teatrów amatorskich, obejrzałem kilka frapujących monodramów w starym stylu. Jerzy Kałduś z Teatru Jednego Aktora z Lublina, były górnik, opowiada prostą historię z prozy Juliana Kawalca o tym, jak umierała polska wieś, ludzie wyrywali korzenie pamięci, sprzedawali duszę miejskiemu molochowi. Kałduś wystylizował się na starego bajarza: bosy, w lnianej, ponadstuletn