EN

18.05.2023, 11:58 Wersja do druku

Dobre porno nie jest złe

„Believe me, there will be no porn!” Marcina Zbyszyńskiego w reż. autora w Potem-o-tem w Warszawie. Pisze Szymon Białobrzeski w Teatrze dla Wszystkich.

fot. mat. teatru

Widząc tytuł najnowszego przedstawienia Teatru Potem-o-tem, spodziewałem się kreatywnego podejścia do uzależnienia od pornografii. Widziałem już Gluten Sex czy 20 lexusów na czwartek, więc zdawałem sobie sprawę, jak przenikliwym reżyserem jest Marcin Zbyszyński. Już w poprzednich dziełach potrafił zgrabnie pokazać problemy trapiące ludzi XXI wieku (w tym również te seksualne). Believe me, there will be no porn! okazało się być jednak musicalem, który ma do zaoferowania dużo więcej niż temat uzależnienia.

Dzieje się tak ze względu na mnogość bohaterów i osobistych problemów z jakimi muszą się zmierzyć. W przedstawieniu poznamy historię Pauli – nauczycielki WDŻ (Marta Wągrocka), Mateo – reżysera artystycznych filmów pornograficznych (Piotr Piksa), księdza Eryka (Jan Marczewski), seksuolożki Oli i polityczki Sandry (Eliza Rycembel). Wystarczy kilka małych zdarzeń takich jak randka Eryka z Paulą, sesja terapeutyczna u Oli czy niestrudzona walka Sandry o zdelegalizowanie porno, aby plot nabrał tempa, a losy postaci zaczęły się łączyć w niesamowity sposób.

Jak w każdym dziele Teatru Potem-o-tem niełatwo jest pisać zbyt dużo o fabule, bynajmniej nie ze względu na jej banalność, ale właśnie na liczne twisty czy nieszablonowe rozwiązania dramaturgiczne. Podobnie jest i tutaj. Marcin Zbyszyński wspaniale zabawił się chronologią opowiadanej historii, przez co w drugiej połowie przedstawienia nabieramy nowej perspektywy na dotychczas pokazane nam sytuacje. Dzięki temu historia staje się również kompleksowa. Od pierwszych scen zastanawiałem się, jak reżyser odnosi się do tematu pornografii, ale chyba największym zaskoczeniem okazało się, że w wielu momentach w ogóle tego nie robi. Daje wypowiedzieć się bohaterom, umieszcza ich w niekomfortowych sytuacjach, konfrontuje z traumami z dzieciństwa czy własną duchowością, co procentuje szczególnie w finale. Prawdopodobnie tylko w siedzibie Teatru Potem-o-tem będziecie mieli możliwość zobaczenia sceny desperackiej modlitwy dziecka, któremu utknęła kaseta z porno w ojcowskim odtwarzaczu; czułą rozmowę seksuolożki z księdzem czy debatę polityczną, w której nikt sobie nie przerywa (sic!). Twórcy w zgrabny sposób pokazują jak mało wyrozumiałości mamy do ludzi, ale i do nas samych. Co ciekawe, odnosi się to również do postaci księdza. Ostatni trend nakazywałby pokazać go wyłącznie jako element opresyjnej maszyny ograniczającej ludzką seksualność, a jednak scenarzysta nie uległ uprzedzeniom i znalazł w sobie empatię niezbędną do poprowadzenia postaci. Mój jedyny problem z poruszaną tematyką to właśnie zbyt małe zaakcentowanie problemów, jakie wywołuje pornografia. Rozumiem, że polskie społeczeństwo ma swoje własne tematy do przepracowania – często te związane z brakiem tolerancji czy otwartości na dialog. Mimo wszystko, niewątpliwie pornografii daleko w tej chwili do medium edukacyjnego, artystycznego czy opartego na partnerstwie seksualnym. Więcej jest tam wzorców przemocowych czy patriarchalnych. Jak pisała Jeana Cau: „Erotyzm to ciało, pornografia to mięso” – i mówiąc o pornografii, z jaką większość obywateli ma kontakt, ciężko się nie zgodzić. Niestety w samym spektaklu wybrzmiewa to dość słabo. Reżyser nie podkreśla problemów związanych z porno, choć nierzadko serwuje widzowi próbę ich rozwiązania. Mniej wprawiony odbiorca mógłby jednak posądzić twórców o okazyjne idealizowanie branży, która ma krew na rękach – i ciężko mu się nie dziwić.  

Jednak abstrahując już od samej fabuły należy podkreślić, że ze świecą szukać tak zabawnie napisanych kwestii w polskim teatrze czy chyba tym bardziej w kinie. Jak zwykle mamy do czynienia z komizmem słownym czy sytuacyjnym, ale również analogiami do świata rzeczywistego, w tym wspaniałe nawiązania do działalności partii rządzącej, Roberta Mazurka, Pawła Kukiza, Stanleya Kubricka czy Krzysztofa Kieślowskiego – zdecydowanie nie spodziewałem się pornograficznej wersji Podwójnego życia Weroniki. Wszystkie te nawiązania nie są jednak wyłącznie wizualizacją obeznania kulturowego reżysera. Wiążą się one ściśle z tematem przewodnim i w zgrabny sposób przenoszą tematy około seksualne na polskie podwórko.

Jednak czy cały ten humor i szaleństwo narracyjne zgrywa się z gatunkiem? W dużej mierze tak. Piosenki dobrze oddają temperament bohaterów, a aktorzy z niezwykłą lekkością radzą sobie z partiami śpiewanymi. Dodatkowo widać u reżysera zacięcie filmowe nie tylko w cudownie poprowadzonej narracji (często umiejętnie przeplatającą kilka scen), ale również w pomyśle na inscenizację scen śpiewanych. Mimo często ograniczającej sceny, udało się zaspokoić widownię z prawej i lewej strony, zgrabnie przenosić akcję i urozmaicać ją jazdami, wychodzeniem spod stolików, tańcem czy po prostu krótkimi materiałami video. Mam nadzieję, że kiedyś ekipa Potem-o-tem spróbuje swoich sił na srebrnym ekranie.

Na razie jednak należy docenić tę wspaniałą wersję teatralną. Szczególnie w obliczu ostatnich strajków dotyczących Post Pxrn Film Festival Warsaw czy nawet nadchodzących wyborów, „Believe me, there will be no porn!” plasuje się jako dzieło niezwykle aktualne i sprawne warsztatowo. Aczkolwiek, tak jak już wspomniałem, aby mogło być budujące, musi ono spotkać się z konkretnym typem widza, który będzie zaznajomiony ze szkodliwością pornografii w jej obecnej formie.

Tytuł oryginalny

Dobre porno nie jest złe

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Szymon Białobrzeski

Data publikacji oryginału:

17.05.2023