Twórcy spektaklu nie uznali piosenek Przybory i Wasowskiego za rodzaj popularnego "samograja", lecz wykreowali z zawartych w nich treści piękny świat sceniczny, który przez dwie godziny pozwolił widzom cieszyć się życiem tętniącym nie tylko na Stacyjce Zdrój - o spektaklu "S.O.S. ginącej miłości - piosenki Jerzego Wasowskiego i Jeremiego Przybory" w reż. Julii Wernio w Teatrze im. Horzycy w Toruniu pisze Alicja Rubczak z Nowej Siły Krytycznej.
Najnowsze przedstawienie toruńskiego Teatru im. W. Horzycy jest świetnym antidotum na zimne, smutne wieczory. "S.O.S. ginącej miłości - piosenki Jerzego Wasowskiego i Jeremiego Przybory", to przedstawienie muzyczne na miarę twórczości mistrzów Kabaretu Starszych Panów. Zrobione z ogromnym poczuciem humoru, smakiem i dozą ironii, dynamiczne oraz wciągające. Fakt, że przyłożyli do niego rękę artyści tej miary co Leszek Bzdyl, który przygotował ruch sceniczny i Piotr Salaber - odpowiedzialny za opracowanie muzyczne, pokazuje, iż jest to widowisko dopracowane w każdym szczególe. Przyborę i Wasowskiego uznaje się za tych, którzy uczynili z piosenki aktorskiej zjawisko artystyczne na bardzo wysokim poziomie. Tych utworów nie tylko przyjemnie się słucha, niosą one ze sobą bardzo ważne treści, podane w pozornie lekkiej formie, traktującej i słuchaczy i wykonawców i samych autorów z przymrużeniem oka. Stąd zdawałoby się pozorna łatwość stworzenia in