EN

12.07.1998 Wersja do druku

Dobre czasy mamy za sobą

"Król Lear" w Narodowym jest przedstawieniem czyśćcowym, zawieszonym między niebem mądrej interpretacji i piekłem braku odwagi reżysera, konsekwencji scenografa, wielkich talentów aktorskich.

"Król Lear" to bodaj najbardziej mroczny z tekstów Szekspira. Może z tego powodu nie jest zbyt często wystawiany. Dodatkową trudność sprawia rola tytułowa, której wykonawca musi wykazać się nie lada maestrią teatralną. Aktor grający Leara nie może zrzucić niedoskonałości na karb młodości i niedojrzałości, jak na przykład aktor grający Hamleta. Lear jest stary, a przy tym szalony, jego działania nie mają żadnej zdroworozsądkowej motywacji. Od samego początku sztuki, kiedy postanawia urządzić dziwne zawody pomiędzy córkami, prosząc je, aby piękną mową wyraziły swą miłość do ojca. Pozornie łatwo przychodzi nam zgodzić się z tym, co mówi stary Gloster, że "dobre czasy mamy za sobą", bo takie jest odwieczne potoczne przekonanie ludzi, wyrażone nawet w graffiti "Lepsze jutro było wczoraj". Sprawnie narzekamy i utyskujemy przywołując w nieskończoność jakiś złoty wiek, który dawno minął. Ale ostateczne konsekwencje myślowe takiego p

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Dobre czasy mamy za sobą

Źródło:

Materiał nadesłany

Tygodnik Powszechny nr 28

Autor:

Piotr Gruszczyński

Data:

12.07.1998

Realizacje repertuarowe