Załatwiała, biegała, organizowała, uciszała, uśmiechała się, prosiła... Ukrywała się w cieniu, znikała i pojawiała się nagle, gdy czuła, że jej obecność jest potrzebna. Grażynka Karaś była (ten czas przeszły nie może mi wciąż przejść przez gardło) tancerką, pedagogiem, organizatorem, ale przede wszystkim kimś opętanym tańcem. Balet był różdżką tej dobrej wróżki, którą usiłowała zmieniać i poprawiać świat - zmarłą tancerkę wspomina Józef Opalski w miesięczniku Kraków.
Załatwiała, biegała, organizowała, uciszała, uśmiechała się, prosiła... Ukrywała się w cieniu, znikała i pojawiała się nagle, gdy czuła, że jej obecność jest potrzebna. Grażynka Karaś była (ten czas przeszły nie może mi wciąż przejść przez gardło) tancerką, pedagogiem, organizatorem, ale przede wszystkim kimś opętanym tańcem. Balet był różdżką tej dobrej wróżki, którą usiłowała zmieniać i poprawiać świat. Jemu poświęciła swoje - jakże pracowite! - życie. Dla jego popularyzacji zrobiła więcej niż ktokolwiek w naszym mieście. Stypendystka w Balecie XX Wieku Maurice'a Bejarta, mimo propozycji trzyletniego kontraktu wróciła do Krakowa marząc o przeniesieniu tu swoich doświadczeń, zdobytych u wielkiego Francuza, zrewolucjonizowaniu krakowskiego baletu. Nie udało się. I to była jej największa, gorzka klęska. Ale nie poddawała się. Wraz z Przemysławem Śliwą wymyśliła niezwykłą Krakowską Wiosnę Baletową, dzięki któr