W wydanej w roku 1967 książce o współczesnym dramacie i teatrze angielskim, Bolesław Taborski nazwał go ładnie i słusznie "nowym teatrem elżbietańskim". Porównanie dwóch epok dramatu angielskiego - z czasów panowania Elżbiety I i Elżbiety II jest jak najbardziej uzasadnione. Kiedy Taborski pisał swoją książkę, wystarczyło wyliczyć nazwiska Whitinga, Osborne'a, Pintera, Weskera, Ardena, żeby zdać sobie sprawę z tego, że Anglicy przodują współczesnej dramaturgii światowej. Teraz dodać można Mercera, Storey'a i Bonda. Rzeczywiście, kiedy na całym prawie świecie mówi się o kolejnym kryzysie dramatu, Anglia przeżywa jego rozwój.
Czy współczesna dramaturgia angielska jest u nas znana? I tak i nie. Najlepiej znamy Osborne'a i Pintera, o Mercerze, Storey'u i Bondzie nie wiemy prawie nic. Jest wspomniana tu już książka Taborskiego, ale wiele naprawdę dobrych sztuk nowych dramaturgów elżbietańskich nie doczekało się u nas przekładu. A przekładać, grać i drukować byłoby te sztuki naprawdę warto, także i po to, żeby się czegoś od Anglików nauczyć. I to wcale nie tego, co w ich dramaturgii, przeważnie zresztą jej nie znając, wielu naiwnych widziało. Przez kilka ubiegłych lat uchodziła ta dramaturgia za siedlisko absurdu i czarnego humoru, za zbiór utworów artystycznie przerafinowanych a w swojej wymowie podejrzanych i ciemnych. Kto jednak znał trochę lepiej utwory wymienionych tu pisarzy, kto choćby przeczytał książkę Taborskiego, miał na ten temat zupełnie inne zdanie. Od Anglików można uczyć się nie absurdu czy groteski, ale pisania sztuk prawdziwie współczesnych, o lu