"Edward II" to chyba najnowsza opera na świecie, zamówiona przez Deutsche Oper Berlin u Andrei Lorenzo Scartazziniego. Jej prapremiera światowa odbyła się w DOB 17 lutego 2017 roku, w inscenizacji Christofa Loy'ego. Wypada od razu dodać - w znakomitej inscenizacji - o berlińskiej premierze pisze Michał Lenarciński na sowim blogu.
Spektakl obejrzałem 9 marca, znajomi obecni na premierze, ciekawi byli moich wrażeń. Powiedziałem, że byłem jednocześnie zachwycony, obojętny i rozczarowany. Jak to możliwe? Zachwyciła mnie inscenizacja i reżyseria, muzyka była mi obojętna, zaś rozczarowało libretto. Spróbuję wytłumaczyć się ze wszystkiego. Libretto Thomasa Jonigka, oparte na dramacie Marlowe'a i literackich opracowaniach historii władcy Anglii, jest bardzo płaskim, plakatowym przekazem, a zarazem publicystyczno-gazetowym manifestem proweniencji "Bilda" (u nas ta gazeta "Fakt" się nazywa). I nie mam tu na myśli eksponowania rozmaitego poziomu sensacji i okrucieństwa (co ze zrozumiałych względów w operze zajmuje istotne miejsce), a dość trywialny przekaz, w finale wręcz wyeksplikowany tak bardzo wprost, że z teatrem, a nade wszystko z metaforą, nie mający wiele wspólnego: artyści, realizując wolę librecisty, wprost zwracają się do widowni, komentując "losy" paragrafu 175. Zrozu