Nie widzę nic złego w tym, że gmina, która płaci, także wymaga, i że chce, by do teatru radomianie uczyli się chodzić od małego. Tym bardziej że jednocześnie nikt nie zabrania Powszechnemu robienia wielkiej sztuki - pisze Renata Metzger w Gazecie Wyborczej - Radom.
Kiedy Adam Sroka wygrał w 2001 r. konkurs na szefa radomskiego teatru, ucieszyłam się. Prowadzony wcześniej przez niego teatr w Opolu miał dobrą opinię, jego przedstawienia, jak np. "Dziady", chwaliła krytyka. Potem były, jak wszędzie, przedstawienia raz lepsze, raz gorsze. Z czasem tych ostatnich było jakby więcej, no i ciągłe promowanie tzw. sztuk odważnych, które często nie były odważne, ale jedynie kiepskie. Za dyrektora Sroki okazało się też, że Powszechnemu - inaczej niż w każdym innym teatrze - niepotrzebny jest kierownik literacki, a aktorzy radomscy nie są zbyt mile widziani. Może młodzi po studiach byli tańsi i bardziej posłuszni? Na znaczeniu stracił Międzynarodowy Festiwal Gombrowiczowski i zaginęła tradycja Tygodni Teatralnych, gdy zjeżdżały do nas najlepsze spektakle z całej Polski. A co do samych lektur? Nie widzę nic złego w tym, że gmina, która płaci, także wymaga, i że chce, by do teatru radomianie uczyli się chod