"Boguduchawinni" w reż. Krzysztofa Galosa w Teatrze im. Siemaszkowej w Rzeszowie. Pisze Tomasz A. Żak.
Przedstawienie "Boguduchawinni" nie serwuje nam kolejnej laurki kompradorskiego kapitalizmu, gdzie bieda jest winą biednego, a brak skrupułów, to tylko konwencja biznesowa. Spektakli tzw. zaangazowanych, które zajmują się zastępczymi tematami, czyli - jak to się niegdyś mawiało - "dupą Maryny", wyprodukowano w Polsce w ostatnich latach dziesiątki. Na początku były zaskoczenia. Ale zanim o nich napiszę, to najpierw fabuła. Na jakimś ekskluzywnym leśnym osiedlu z rezydencjami żyje sobie para (dodajmy: heteroseksualna) w tzw. średnim wieku. Jest pięknie, bawią się sobą, otoczeniem i nicnierobieniem. Pojawia się druga para (jak wyżej - heteroseksualna). To sąsiedzi, którzy z butelką wina przyszli się zapoznać. On - żwawy emeryt, ona - kilkadziesiąt lat młodsza studentka. Pary szybko łapią ten sam rytm imprezowy i towarzyski. "Pękają" kolejne flaszki wina i w tej grillowej atmosferze wszystkiego jest dużo oprócz treści. Tę lekkość bytu zakłó