W poniedziałek olsztyński teatr przeżył prawdziwe oblężenie. Tłumy olsztynian niemal szturmem wzięły historyczny budynek, by dostać się na przedstawienie w gwiazdorskiej obsadzie. Czy to źle, że od treści ważniejsze okazuje się nazwisko? Pewnie niezbyt dobrze. Ale z drugiej strony, w takie dni teatr staje się bardziej niż zwykle miejscem publicznym, uniwersalnym i potrzebnym. Pokazuje, na czym polega jego wyższość nad kinem czy telewizją - pisze Magda Brzezinska w Gazecie Wyborczej - Olsztyn.
Ludzie, którzy zwykle do teatru nie chodzą, przyszli zobaczyć na żywo Janusza Gajosa, Władysława Kowalskiego i Jerzego Radziwiłowicza w "Nartach ojca świętego", wystawianych podczas kolejnego dnia Olsztyńskich Spotkań Teatralnych. Przed spektaklem i w antrakcie ścisk w foyer panował taki, że nie można się było dopchać po filiżankę festiwalowej herbaty. I choć spektakl szalenie ciekawy nie był, widzowie byli usatysfakcjonowani. Bo dostali to, czego chcieli, czyli gwiazdy. Widowisko zakończyło się owacją na stojąco. Czy to źle, że od treści ważniejsze okazuje się nazwisko? Pewnie niezbyt dobrze. Ale z drugiej strony, w takie dni teatr staje się bardziej niż zwykle miejscem publicznym, uniwersalnym i potrzebnym. Pokazuje, na czym polega jego wyższość nad kinem czy telewizją. Że dzięki niemu postacie znane z ekranów przez chwilę są na wyciągnięcie ręki. Mogą tego doświadczyć nawet ci, którzy zazwyczaj potrzeby obcowania z żywym słow