SPEKTAKL "Tamary" amerykańskich autorów Johna Krizanca i Richarda Rose w warszawskim Teatrze "Studio" stał się wydarzeniem i nie ma w tym nic dziwnego, bo wszystko tu od początku do końca jest nietypowe i inne. Przed wejściem do teatru rzucono czerwony chodnik, wzdłuż ustawiono donice z krzewami, do tego kopuła czerwonej markizy, rozjarzony neon "Tamara" i już zapominamy, że wchodzimy do monumentalnego Pałacu Kultury, "symbolu wieczystej, nienaruszalnej przyjaźni", ofiarowanego nam w darze przez Józefa Stalina. Znajdujemy się bowiem w Il Vittoriale Degli Italiano "Włoskiej świątyni zwycięstwa" podarowanej Gabrielowi d'Annunzio przez innego dyktatora - Benito Mussoliniego. Jest rok 1927, we Włoszech kwitnie faszyzm, więc przed wejściem należy przejść przez nieprzyjemną, ale konieczną, kontrolę dokumentów (zamiast biletu widz otrzymuje paszport) przeprowadzaną przez służbę bezpieczeństwa w czarnych koszulach. Potem pokojówki obsy
Tytuł oryginalny
Do sześciu razy sztuka
Źródło:
Materiał nadesłany
Przegląd Tygodniowy nr 38