"Podróż poślubna" w reż. Iwo Vedrala w Teatrze im. Norwida w Jeleniej Górze. Pisze Alina Gierak w Gazecie Wojewódzkiej.
Spektakl miał tempo, pomysł i był dobrze zagrany. Mógł się podobać, o ile komuś nie przeszkadzały wulgaryzmy padające ze sceny. Autor sztuki uznawany jest w Rosji za skandalistę. Jego twórczość literacka pełna jest artystycznych eksperymentów i swobodnie interpretuje najnowszą historię. Tak jest i też w "Podróży poślubnej", gdzie oficer SS - ojciec bohatera na melodię Lili Marlen wesoło wyśpiewuje, jak wysyłał Żydów do gazu. Ta przeszłość ojca tak ciąży na jego synu Guntherze, że nie może on uprawiać seksu. Skupia się zatem na kolekcjonowaniu judaików. To, co ojciec niszczył, syn próbuje ratować. Dopóki nie spotka Maszy Rubinstein, Rosjanki żydowskiego pochodzenia, która uciekła z Moskwy. Za Maszą ciągnie się przeszłość jej matki, śledczej NKWD. Ale to nie jest trauma młodej kobiety. Mama Maszy pogodnie i radośnie śpiewa o tym, jak katowała więźniów. Aby kochać się z Guntherem, Masza poddaje go swoistej psychoanalizie