"Miłość na Krymie" w reż. Jerzego Jarockiego w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Dorota Patrycja Sech w Teatrakcjach.
Co stałoby się z bohaterami Czechowa, gdyby dożyli naszych czasów? Jak odnaleźliby się we współczesności? Jak przeżyliby czasy Związku Radzieckiego? Te pytania w pierwszej chwili wydają się być absurdalne, tymczasem od 2007 roku na scenie Teatru Narodowego wciąż odbywa się eksperyment (w dodatku udany!), sugerujący odpowiedź. Miłość na Krymie Jerzego Jarockiego, na podstawie dramatu Sławomira Mrożka, bawi i wzrusza. Mijają lata, zmienia się cały świat, Krym jednak pozostaje wciąż na swoim miejscu. Jarocki konsekwentnie przeprowadza swoich bohaterów przez cały XX wiek. Rozpoczyna od Czechowowskich czasów przełomu. Aktorzy nie tylko zachowują się jak na bohaterów Czechowa przystało, lecz także pojawia się mnóstwo aluzji do dramatów mistrza. Zaraz wytną wiśniowy sad, za oknem widać powóz sióstr Prozorow rozpoczynających swoją podróż do Moskwy, służąca kręci się z samowarem, a wisząca na ścianie strzelba musi w końcu wystrzelić