"Pyza za Wielką Wodą" w reż. Jerzego Fedorowicza w Teatrze Ludowym w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
Nie wiem, czy żołnierz AK Stanisław Suptatowicz walczył z okupantem w lesie czy w Warszawie, i nie snuję malowniczych bajek, że pan Suptatowicz do boju ruszał w indiańskim przyodziewku. Nie. Lecz zdziwiłbym się tylko odrobinę, gdyby jakiś historyk II wojny światowej odkrył, że podczas, dajmy na to, akcji pod Arsenałem widziano Polaka w pióropuszu wodza choćby Apaczów, konno, ale rzecz jasna bez siodła i obuwia, galopem przecinającego ulicę. Na twarzy jego - barwny fresk bitewny. W dłoni -wojenna siekierka. Na głowie -szum orlich piór. A gestapo? Lite zdumienie. Całą prawdę mówiąc - jednak nie. Nie zdziwiłbym się tylko odrobinę. W ogóle bym się nie zdziwił. Jeśli bowiem mój rodak Stanisław Suptatowicz aż do śmierci w 2003 roku twardo utrzymywał, że w istocie nie jest Stanisławem Supłatowiczem, gdyż naprawdę zwie się Sat-Okh, co w języku shawnee znaczy Długie Pióro, że urodził się w 1920 roku w wiosce Indian, koczujących nad rzeką M