"Oskar i pani Róża" w reż. Anny Augustynowicz. Pisze Maciej Deuar w Kurierze Szczecińskim.
Anna Augustynowicz tworzy na ogół teatr analityczny, precyzyjny i pełen intelektualnego dystansu. Niewiele tu miejsca na tzw. szczere emocje, chyba że wyzwoli je sam spektakl jako obyczajowa czy myślowa prowokacja. Tym razem jednak reżyserka stworzyła przedstawienie, chciałoby się powiedzieć, w zwyczajny sposób wzruszające i mądre. Kilkunastoletni Oskar (Wojciech Brzeziński [na zdjęciu]) leży w szpitalu i umiera na białaczkę. Pisze listy do Boga. Skarży się na swój los, spiera z Najwyższym, a nawet z mego szydzi i odmawia mu jakiegokolwiek wpływu na cokolwiek. Ponieważ Bóg najczęściej po prostu milczy, Oskar odchodziłby w zupełnej samotności, gdyby nie tajemnicza pani Róża (Anna Januszewska), która - chciałoby się powiedzieć - w zastępstwie milczącego Boga prowadzi z Oskarem dialog. O śmierci, miłości, relacjach z rodzicami... W ramach tego dialogu chłopiec przeżywa czas metaforyczny - od seksualnej inicjacji, poprzez małżeństwo aż d