Mamy Międzynarodowy Festiwal Gombrowiczowski, który powoli odzyskuje swój dawny blask z pierwszych edycji i mamy Muzeum Witolda Gombrowicza. To kulturowy i kulturalny kapitał nie do przecenienia. Wierzę, szalenie i irracjonalnie, że Radom będzie inny. Są ku temu realne przesłanki. Coś się w mieście ruszyło. Przed nami IX Międzynarodowy Festiwal Gombrowiczowski. Hajda! Na Gombrowicza! - pisze Marcin Kępa w Gazecie Wyborczej - Radom.
"Gdybym stosował metody p. Gombrowicza, napisałbym, że "zdawało mi się", iż pochodzi on z głębokiej prowincji, z jakiegoś chyba Radomia..." - oświadczył w paryskiej "Kulturze", dokładnie pół wieku temu Zbigniew Grabowski. Ów złośliwy anglista, tłumacz, a zarazem dość przyzwoity prozaik, zżymał się na postawę i twórczość autora "Ferdydurke", puszył się, porównując swój rozliczny "dorobek" z pisarstwem Witolda Gombrowicza, i uwypuklał dzielącą ich "różnicę poziomów i osiągnięć" na niwie humanistyki. Polemika Gombrowicza z Grabowskim nie ma dziś praktycznie żadnego znaczenia, czas zweryfikował ich "zasługi", lokując pierwszego pomiędzy największymi pisarzami XX wieku, drugiego doceniwszy, skazując na powolne zapomnienie. Ale w jednym okazał się Grabowski profetą. Rzucony przez niego od niechcenia "jakiś Radom", nacechowany tu zdecydowanie pejoratywnie jako symbol ciasnoty, zaścianka, prowincji - mieściny adwokata Mazurkiewicza z "Żo