Nie tak znów dawno przywiózł do Warszawy "Wiśniowy sad" krakowski Stary Teatr. Spektakl Jerzego Jarockiego płonął zimnym ogniem. Było to piękno wyjęte z zamrażalnika. Rytm nadawało wnoszenie kufrów i sakwojaży na początku sztuki i wyniesienie ich w finale. Czynność ta definitywnie unicestwiała próżniaczy, lecz pełen wdzięku świat pani Raniewskiej. Ona też, dzięki kreacji Ewy Lassek, patronowała galerii postaci dwuznacznych i podejrzanych. Jej odjazd był poetycki. Żal - irracjonalny, bo jak tu żałować kobiety ani dobrej, ani mądrej. A jednak to właśnie był Czechow. Magia dramaturgii, każąca wbrew logice współczuć czy bodaj tylko zadumać się nad tworem egoistycznym i pustym, utkanym z mgły koronek i porywów namiętności, podszytych solidnym draństwem... Jaki jest "Wiśniowy sad" Macieja Prusa? Na pierwszy plan wysunął się Łopachin - jedna z najlepszych ról w dorobku Jana Englerta. Łopachin zyskuje z miejsca aprobatę widowni, wiemy, te
Tytuł oryginalny
Dla "Szpilek"
Źródło:
Materiał nadesłany
Szpilki nr 31