Gdy już widzowie rozsiądą się w ciasnej przestrzeni amfiteatralnej widowni, na scenę wkracza On - wysoki, elegancki, nerwowo miotający się między drzwiami po prawej stronie a umieszczonym na środku stołem. W jego ruchach, neurotycznych, nie dokończonych, a zarazem pełnych egzaltacji i przesadnej ekspresji, w jego słowach, raz pełnych pychy, raz pokory, czai się choroba. Długie palce podnoszą się do skroni, aby wykonać gest rozpaczy, a potem, musnąwszy ją tylko, bezsilnie opadają. W chwilę potem nerwowy bieg do drzwi, powrót na środek sceny, niepewne spojrzenie w stronę schodów i drzwi po lewej stronie... Oczekuje kogoś. Czeka na Nią. Podczas swej szamotaniny opowiada nam o tym, co poprzedziło zaaranżowaną przezeń schadzkę. Lecz doprawdy, dziwny z niego uwodziciel. Okazuje się, że dążył do celu długo i uparcie poprzez zawikłane intrygi i pokrętne gry z otoczeniem, a przede wszystkim z sobą samym. Długo obserwował młodziutką Kordel
Tytuł oryginalny
Dla smakoszy z morałem
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 9