- Musiałem zebrać oświadczenia pracowników. Musiałem to wszystko przeczytać i wysłać. Źle się z tym czułem. Nie jestem człowiekiem, który mógłby pracować w IPN. To są moi koledzy. Mogłem zajrzeć do swoich teczek, ale w życiu bym tego nie zrobił - mówi JERZY STUHR, aktor, reżyser, pedagog.
Anna Pawłowska: Dziś na Camerimage odbiera Pan nagrodę za całokształt pracy filmowej. Za co Pan sam sobie przyznałby nagrodę? Jerzy Stuhr: Za wytrwałość. To jest najcenniejsza rzecz, nad którą się całe życie napracowałem. Poświęciłem jej życie prywatne. Bo zrobić tak zwaną karierę w naszym zawodzie nie jest trudno, ale utrzymać się przez tyle lat, żeby ciągle młodzi ludzie przychodzili do mnie czegoś się nauczyć, to jest trudno. Wytrwałość jest czymś, czego można się nauczyć, czy jest wrodzona? - Można trenować, ale ma się wrodzoną. Moja żona, która jest skrzypaczką, umiała zmusić się do ćwiczenia. Ja też to w sobie kształcę. Dzień dla mnie musi być przepracowany. Najgorzej czuję się, kiedy odpoczywam. Sam sobie wynajduję cele, które nawet czasem wydają się utopijne, a potem pomalutku do nich dążę. Co teraz będzie dla Pana takim celem? - Ciągnie mnie bardzo w stronę, którą sobie nazywam roboczo "Andrzej