Spektakl zaczyna się całkiem obiecująco. Kiedy kurtyna się unosi mamy przed sobą niemal pustą scenę, zamkniętą ogromnymi drzwiami do pałacu. A przed nimi postacie w maskach. Jedna z nich myje ręce w naczyniu z krwią i bryzga tą krwią na wrota. Po chwili zza bramy wynurza się korowód postaci z niesioną przez nie na marach królową Alkestis. Młoda królowa zdecydowała się poświecić za męża i zamiast niego umrzeć, aby ocalić jego życie. Nikt poza nią na to nie przystał. Ani ojciec króla, ani matka. Pierwsza scena zdaje się zapowiadać spektakl budowany na ruchu, geście i muzyce. Ale taki on nie jest. Wręcz przeciwnie, na niewielkiej przestrzeni proscenium rozegra się tutaj długi i monotonny spektakl budowany na pełnym retoryki słowie, muzyce i patosie. Im więcej pada ze sceny słów, tym jest gorzej. Zgromadzone na małej przestrzeni postacie mówią tekst, wchodzą i wychodzą. Padające ze sceny słowo brzmi przy tym z reguły nieprecyzyjnie, brak
Tytuł oryginalny
Dla kogo "Alkestis"
Źródło:
Materiał nadesłany
Głos Wielkopolski