- Zakładam astronomiczne okulary, a anioł śmierci ze skrzydłami woła Dalidę do siebie; ja kładę się na podeście, na którym występowałam, czyli jakby składam siebie na ołtarzu sztuki, i umieram. W tle słychać utwór "Je suis malade". Ludzie płaczą - z Ewą Kasprzyk rozmawia Bohdan Gadomski w Angorze.
Czy przypadająca w tym roku 85. rocznica urodzin sławnej francuskiej piosenkarki Dalidy była pretekstem do wystawienia sztuki Przemysława Malickiego "DalidAmore, czyli kochaj, całuj i płacz"? - Myślę, że to się fantastycznie zbiegło, ale nie było moim punktem odniesienia. Natomiast ja już dawno fascynowałam się karierą, życiem i wielkością Dalidy. Dzisiaj jej piosenki zostały trochę zapomniane przez młode pokolenie, więc chciałam ją przypomnieć. Przez pryzmat Dalidy chciałam dotknąć kondycji wielkiej artystki z wielkim światłem na scenie, a jednocześnie z nieszczęśliwym życiem osobistym. Postanowiłam zetknąć wielką artystkę w światłach sceny z cieniem rzuconym na jej życie. Jak wpadła pani na pomysł zrobienia ze sztuki monodramu? - Poprosiłam autora o napisanie monodramu, ponieważ czułam głód mojej własnej wypowiedzi, bo zagranie tej historii w sztuce wieloosobowej tego nie spełnia. Pojechałam do Indii, a Przemysław Malicki za