Reżyserzy teatralni zapraszają do współpracy didżejów. Czy to tylko chwilowy trend, czy szansa na nowy język teatralny? Efektowny ozdobnik czy silny znak określający świat mlodego pokolenia?
W spektaklu "Obłom-off" [na zdjęciu], którego premiera odbędzie się jutro w Teatrze Dramatycznym, nad muzyką czuwać będzie didżej Bunio. W "Tlenie" w Teatrze Powszechnym (w Garażu Poffszechnym) didżeja zagrał muzyk Tomasz Gwinciński. Redbad Klynstra do przedstawienia "Gry" w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu (spektakl pokazywany był w warszawskim Teatrze Małym) zaprosił DJ Patricię. A Piotr Domiński, akustyk w Teatrze Rozmaitości, od dawna nie jest już tylko akustykiem, ale "teatralnym didżejem". - O tym, czy didżej jest dobry, świadczy to, na ile potrafi wyczuć ludzi. Tak samo w klubie, jak w teatrze, gdzie może być swoistym dyrygentem - uważa Redbad Klynstra. - Didżej mimowolnie staje się jednym z aktorów. To, co gra, to nie tylko tło, ale też komentarz - dodaje Andrzej Domalik, reżyser spektaklu "Obłom-off". - Wykorzystanie w teatrze didżeja, ikony kultury klubowej, to silny znak określający nową rzeczywistość - mówi Małgorzata Bogajewska