Jeżeli ktoś uzna sztukę Christo Bojczewa "Szwajcaria", wystawioną przez Teatr Osterwy, jako satyrę na szpital, będzie rozczarowany. Można przecież krytykować ostrzej, naśmiewać się bardziej złośliwie, obnażać bezlitośnie. Utwór Bojczewa nie jest jednak ani farsą ani kabaretem, a metaforą. Mikroświatek szpitalnej społeczności jest odwzorowaniem w pomniejszonej skali wielkiego organizmu, jakim jest społeczeństwo. Społeczeństwo skarlałe od kołyski, niedorozwinięte, okaleczane wielokrotnie i bardzo chore.
W szpitalu Bojczewa pacjenci nie są leczeni, są przetrzymywani bez prawa manewru i pretensji do uświadomienia na co właściwie i jak długo mają być kurowani. Przyjrzyjmy im się z bliska: Łazo - utalentowany młodzieniec tkwi tu dlatego, że jest poetą, choruje na twórczy niepokój. Fero rozgorączkowany jest myślą o życiowym sukcesie, zrobieniu pieniędzy, dobrego interesu. Piotr jest kimś, komu dorobić i urobić trzeba utraconą w wyniku zaniku pamięci osobowość. Jego biedne, zagubione "ja", wtłoczone musi zostać w ramy pewnego schematu. Dziadek Trifon reprezentuje stare pokolenie, które już nawet nie za bardzo chce się leczyć z dobroczynnej sklerozy. Z problemów własnego wnętrza pozostaje mu już tylko zainteresowanie żołądkiem. Godność, pamięć odzyska dziadek już tylko na chwilę - po to, by umrzeć. I wreszcie szpitalny Hiob - Bratoj, czyli tak zwany typowy szary człowiek, cierpliwie znoszący na sobie kolejne terapie, eksperymenty, operacje, n