Ojciec Grandier, przywiązany do krzesła, siedzi na podwyższeniu odwrócony plecami do nas. My, stłoczeni przed wejściem, spoglądamy z wysokości schodów na drugą stronę ulicy, gdzie siedzi on. Zanim nasz wzrok dotrze do jego pleców, musi pokonać chodnik, jezdnię, tory tramwajowe, jeszcze jeden chodnik, następnie Matkę Joannę od Aniołów i siostry z jej zakonu, szpaler królewskich gwardzistów, samego króla, kardynała oraz szereg zakapturzonych mnichów trzymających pochodnie. Ojciec Grandier jest spokojny i niewinny, twarz ma zwróconą w stronę nieczynnej fontanny i nie rusza się w ogóle. Nastrój jest podniosły i pełen oczekiwania. Chwila dekoncentracji i za krzakami po lewej od Ojca Grandier dostrzegam przyczajony wóz strażacki, dalej, na skrzyżowaniu, policjanta we fluorescencyjnej kamizelce tamującego (w pojedynkę!) falę aut i pojazdów szynowych. Ci z pasażerów, którzy nadgorliwie skasowali bilety zaraz po wejściu do pojazdu, stepują ze zni
Tytuł oryginalny
Diabły z Loudun
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Wielkopolska Nr 134