PO kilku latach oczekiwania, któremu towarzyszyła niecierpliwość opinii publicznej, na scenie Teatru Wielkiego w Warszawie pojawiła się wreszcie opera Krzysztofa Pendereckiego "Diabły z Loudun". Prapremiera uśmierzyła niecierpliwość, zaspokoiła w dużej mierze ciekawość: zagranicznym przedstawieniom "Diabłów" nie brakowało przecież rozgłosu. "Diabły z Loudun" niełatwo oceniać, zwłaszcza bez jakiejkolwiek skali porównawczej. Wydaje się, iż jest to jedno z tych dzieł współczesnych, które w równej co najmniej mierze kształt swój zawdzięczają tworzywu, co realizacji. Sama opera to szereg krótkich scen, częściowo śpiewanych, częściowo mówionych, rzadko przeplatanych instrumentalnymi interludiami. Akcja dzieła kształtuje się poprzez słowo: niezbyt przekonujące zresztą ani w literackim, ani w dramaturgicznym sensie. Muzyka stanowi rodzaj komentarza do tekstu, płynie nurtem dość wolnym, nieczęsto sięga po silniejsze środki
Tytuł oryginalny
Diabły z Loudun
Źródło:
Materiał nadesłany
Głos Pracy nr 138